Krem do twarzy na zimę bez wody - Twoja skóra będzie błyszczeć w mroźne dni
Johnson’s Baby: Krem ochronny na zimno i wiatr
Krem nie zawiera oleju parafinowego. Ma za to naturalne olejki roślinne (sojowy, z jojoby i słonecznikowy), które nawilżają i natłuszczają skórę. W skład kremu wchodzą także: lanolina – o właściwościach wygładzających, witamina E – antyoksydant, pochodna witaminy A – działa regenerująco, wyciąg z nagietka – o właściwościach przeciwzapalnych.
Niestety krem zawiera również glikol propylenowy – rozpuszczalnik powodujący przesuszenie skóry, podrażnienia i reakcje alergiczne. Są tu również konserwanty: disodium EDTA – niepolecany w czasie ciąży i laktacji, podejrzewany o działanie drażniące i kancerogenne, fenoksyetanol – wywołujący wypryski oraz ethylhexylglycerin – konserwant uznany za bezpieczny.
Jakie składniki powinien zawierać krem na zimę?
Krem na zimę powinien mieć w składzie olejki naturalne albo masło shea lub masło kakaowe. Te składniki natłuszczają cerę i chronią ją przed wiatrem oraz mrozem.
Witaminy A i E odżywiają i regenerują wysuszoną skórę twarzy, witamina C wzmacnia osłabione naczynia krwionośne, a pantenol i alantoina koją podrażnienia cery wywołane przez wiatr i mróz.
Filtr przeciwsłoneczny ochroni skórę przed ostrym słońcem. Oleje arganowy i migdałowy natłuszczają i chronią cerę.
Krem na zimę jest kosmetykiem bogatym we wszelkie składniki, znacznie bogatszym niż kremy na wiosnę czy lato. Skóra dobrze pielęgnowana w zimie zachowa urodę wiosną i latem.
Czy potrzebujesz „specjalnego” kremu na zimę?
Tak, ale musisz ten krem wybrać świadomie, aby odpowiedzieć na potrzeby cery i pomóc jej w trudnych warunkach. Nie jest prawdą, że możesz stosować ten sam krem przez cały rok. To tak, jakbyś cały rok chciała chodzić w tych samych ubraniach. Krem, balsam do ciała, właściwie cała pielęgnacją, jaką się paćkamy, musi być dostosowana nie tylko do potrzeb skóry, ale także do panujących warunków atmosferycznych. Stosowanie lekkiego, „letniego” kremu skończy się wysuszeniem cery, nieestetycznymi skórkami, których nie ukryjesz pod najdroższym i najlepszym podkładem. A w skrajnych przypadkach zwyczajnie powstaną bolesne rany, które mróz będzie z każdym dniem pogłębiać.
Tak, kremy oznaczane przez producentów jako te na mrozy, zimę i tak dalej, bardzo często kompletnie się do tego nie nadają. Jestem wyznawczynią dość radykalnej teorii, która mówi, że kremy na zimę nie powinny zawierać w swoim składzie wody. I wcale nie chodzi tu o mit, że woda w kosmetykach zimowych powoduje „zamarzanie skóry”. Woda wyparowuje z produktu w ciągu kilkudziesięciu sekund… Jeśli nie zamierzasz upaćkać się kremem i puścić się w ciągu 10 minut na mróz – nic złego się nie stanie. No, chyba że masz cerę dość wrażliwą na niską temperaturą lub zwyczajnie suchą. Wtedy kremy na bazie wody zimą mogą powodować nieprzyjemne uczucie ściągnięcia skóry.
Dlaczego więc uważam, że jak już kupować krem na zimę to bez wody w składzie? Bo inaczej jest to strata pieniędzy. Nie potrzebujesz kremu na dzień i kremu na mróz, jeśli jeden i drugi ma w sobie wodę. To, czego potrzebujesz, to ochrona płaszcza hydrolipidowego, ogromnej dawki regeneracji i stworzenia niewidzialnej bariery, która ochroni cerę przed mrozem. Jeśli jednak chcesz kupić „krem na zimę”, ale boisz się „ciężkich bezwodnych kremów”, zaopatrz się w produkt, który zastąpi ci „całoroczny krem na dzień” i będzie zawierał mnóstwo substancji odżywczych, regenerujących. Jakich? O tym przeczytasz w dalszej części wpisu.