Pochodne retinoidów - Skuteczne leczenie poretinoidalnego zapalenia skóry
Locacid na twarz, Zorac na szyję – pielęgnacja w czasie kuracji
Muszę powiedzieć, że znacznie łatwiej, lepiej i skuteczniej ogarnęłam pielęgnacje okołokuracyjną. Co na pewno wynika z ubiegłorocznych doświadczeń i dobrego rozpoznania tego, czego moja skóra potrzebuje w okresie podrażnienia i co naprawdę je łagodzi. Po prostu mogłam uniknąć eksperymentów i poszukiwań, tylko w ciemno zaopatrzyłam się we wszystkie skuteczne dla mojej cery kosmetyki.
Przede wszystkim zakupiłam Cetaphil MD, który ostatnio sprawdził się lepiej niż regenerujący Cicaplast La Roche Posay czy Cicalfate Avene. Jest lekki a mimo to działa i radzi sobie z odstającymi skórkami. Często też mieszam go z podkładem lub kremem CC – niweluje skórki i rolowanie się podkładu na nawet lekko łuszczącej się skórze, sprawia też, że kosmetyki do makijażu lepiej się rozprowadzają.
Do pielęgnacji na noc i na dzień – na zmianę z Cetaphilem MD włączyłam kosmetyki z Biochemii Urody. Tym razem mój wybór padł na:
Używałam ich na zmianę, dowolnie – w zależności od ochoty i nastroju 😉 Napiszę niebawem recenzję każdego z nich, póki co generalnie mogę stwierdzić, że ten wybór był dobry i dzięki temu całkiem bezboleśnie i łagodnie przeszłam całą kurację.
Oczywiście nie rozstawałam się także z kremem z filtrem – moim ulubionym ultra lekkim fluidem Anthelios XL La Roche Posay.
Retinoidy – pielęgnacja cery podczas kuracji
Retinoidy na receptę stosuję siódmy miesiąc, najpierw Zorac 0,05%, następnie – jako ofiara poretinoidowego podrażnienia skóry – przerzuciłam się na Locacid 500. Przerobiłam przez te siedem miesięcy wszystko, a przynajmniej bardzo dużo. Wysyp pryszczy, łuszczenie, zaczerwienienie, podrażnienie, efekt staruszki aż po wspomniane poretinoidowe zapalenie skóry. Czy coś jeszcze mnie jeszcze może zaskoczyć? Nie wiem. Za to póki co wiem jak poradzić sobie z problemami, których doświadczyłam i jak na co dzień pielęgnować wymagającą, ba – mega wymagającą – cerę w trakcie kuracji retinoidami. Każda cera jest inna i każda zareaguje na retinoidy inaczej, podobnie jest z pielęgnacją w trakcie kuracji – zapewne moje sposoby dla kogoś innego mogą być chybione albo zbyt słabe / zbyt mocne. Mimo to chcę się nimi podzielić, bo dochodziłam do właściwej pielęgnacji przez dłuższy czas i testowanie różnych nietrafionych preparatów kosztowało mnie i moją twarz trochę stresów 😉 Dlatego jeśli moje doświadczenia pomogą komuś przejść tę drogę na skróty – to super, po to je spisuję 🙂
Zarówno Zorac jak i Locacid stosuję 3 razy w tygodniu. Oczywiście dochodziłam do takiej częstotliwości przez pewien czas, ale jak już ją ustaliłam na tym poziomie uznałam, że jest on optymalny i tego się trzymam. Używam retinoidów w poniedziałki, środy i w piątki na noc, w pozostałe dni – nawilżanie i regeneracja. Zdarza mi się jednak, że zamieniam piątek z sobotą 😉 – jeśli w piątek łuszczę się zbyt mocno.
Generalnie moja cera przywykła do takiej kuracji, ale mimo to, wciąż bywa kapryśna. Oznacza to, że po dłuższych okresach kompletnego braku reakcji na retinoidy, przy zerowym łuszczeniu się czy przesuszeniu, nagle – ni stąd ni zowąd, nie mogę zrobić makijażu, bo po prostu się łuszczę. Innego dnia wstaję rano, a moja cera wygląda jak ziemia – jest szara, ziemista i widać na niej każdy por. Albo pojawiają się na niej pojedyncze niespodzianki. Nie pojmuję dlaczego tak się dzieje, bo sądziłam, że po okresie przyzwyczajania następuje… przyzwyczajenie 😉 Czyli jak już ustępują objawy podrażnienia, to efekt powinien być trwały, przynajmniej póki nic nie zmieniam w zasadach pielęgnacji. A tu jak zawsze – niespodzianki. Na przykład nagle podrażnia mnie tonik z aloesu albo żel hialuronowy, który jeszcze tydzień wcześniej był panaceum na moje podrażnienia 😉
Retinoidy i ich wrogowie
Największym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że moja buzia w czasie kuracji retinoidami nie toleruje… soku z aloesu. Kupiłam go w trakcie poszukiwania sposobu na poretinoidowe zapalenie skóry, ze względu na jego właściwości nawilżające, regenerujące, przeciwzapalne, antybakteryjne, antyoksydacyjne i wspomagające gojenie. Niestety, każde użycie kończyło się koszmarnym zaczerwienieniem skóry twarzy, nierówne buraczkowe plamy i pieczenie. Dziwne, trochę szperałam na ten temat w sieci i w zasadzie nic nie potwierdzało mojej reakcji, aż w końcu znalazłam artykuł, w którym stwierdzono, że w przypadku skóry wrażliwej aloes może ją dodatkowo podrażniać: http://wieczniemloda.com/sok-z-aloesu-wlasciwosci-dzialanie-i-zastosowanie-6641.
Wszystkie dotychczas stosowane i lubiane kosmetyki do demakijażu – płyny micelarne, nawet te rzekomo najdelikatniejsze, jak np. Bourjous, powodują szczypanie, pieczenie, zaczerwienie i ogromny dyskomfort. Z całej linii toleruje jedynie dwufazowy płynu do demakijażu oczu, zresztą to jedyny specyfik do demakijażu oczu, który radzi sobie z wodoodpornym tuszem i ani trochę nie podrażnia moich wybitnie wrażliwych oczu.
Wszystkie kosmetyki kolorowe – fluidy, podkłady, pudry, za wyjątkiem kremu BB lub CC Balea z niemieckich drogerii DM, ale tylko w postaci mieszanki z Cetaphilem i za wyjątkiem pudru transparentnego z Biochemii Urody. Akurat używam bamusowego z jedwabiem, ale przypuszczam, że każdy z tych naturalnych pudrów by mi służył. Wszystko pozostałe szczypie, roluje się, uwydatnia łuszczącą się skórę, nawet wtedy jeśli nie widać jej przed nałożeniem kolorówki. Kiedyś ukochany krem BB Astora: Lift Me Up 10 in 1 Anti Aging BB Cream, moje must have w codziennym makijażu starzeje się razem ze mną na półce 😉 Podobnie z fluidami – wszystkie musiałam odstawić, bo zupełnie nie nadają się do stosowania łącznie z kuracją retinoidami.
skóry
U nas zapłacisz kartą